Ślub już w lipcu.
Nie ważne że cywilny i bez wesela. Trzeba wyglądać perfekcyjnie.
Moja skóra lubi robić niespodzianki. I to jeszcze jakie... Niby jest dobrze przez długie tygodnie i nagle w ciągu nocy wyrośnie mi na twarzy krosta wielkości Everestu albo dostanie uczulenia, Bóg jeden raczy wiedzieć na co, bo nie jadłam danego dnia nic po za tym co jem zawsze a krem zmieniłam jakieś trzy miesiące temu.
Jednak wszelkie kosmetyczki, specjalistki i tzw. ,,dobre wróżki" radzą zacząć pielęgnację od teraz.
Więc zaczynam od kremów:
Odżywczy krem z L'Oreala niby mi służy, ale twarz jak była poszarzała tak jest mimo regularnych masaży, wklepywania i robienia delikatnych dla mojej naczynkowej cery peelingów. Wciąż wyglądam na strasznie zmęczoną, smutną, chorą lub anemiczną, o czym ustawicznie zapewnia mnie własna matka ilekroć przekraczam próg jej domu.
Zmienić łatwo, ale na jaki?
Kusił mnie Biotherm, ale odstrasza cena. Naprawdę jest taki rewelacyjny, czy to tylko chwyt reklamowy? Nie da się ukryć że od kremu za prawie 300 zł wymagam strasznie dużo, no ale nawet kremy z Diora za prawie 1000 zł, których próbkami ochoczo obdarzyły mnie panie w perfumeriach i starczyły na prawie pół miesiąca codziennego stosowania nie przyniósł żadnych efektów po za tym, że czułam się jak milionerka nakładając tyle kosztujący kosmetyk na twarz.
Rozglądam się więc dalej.
Zmarszczek jeszcze nie mam, ale kosmetyczka którą ostatnio nieco zaniedbuję przez dzielącą mnie po przeprowadzce odległość (a do tutejszych nie mam zaufania) wciąż powtarza, że botoks powinno się aplikować już teraz, żeby miał efekty później. Niby wszystko jasne, ale ja mam dwadzieścia jeden lat i myślę, że aż tak radykalnie postępować na razie nie muszę.
Zainteresował mnie krem L'Oreal Kod Młodości Blask. Ale opinie nie tylko internautek ale też znajomych i znajomych znajomych skutecznie spowodowały to, że omijam szerokim łukiem. Bo krem za 50zł to niby nie jakiś luksus ale też nie może wyglądać dobrze jedynie w słoiczku.
Patrzę na moją skórę w lustrze raz jeszcze i dochodzę do wniosku, że rozszerzone naczynka to jej główny problem. I piegi podpowiada moja podświadomość, ale na rozjaśniające kosmetyki na trzy miesiące przed ślubem się nie zdecyduje. Zdrowy rozsądek kpi nawet z mojego ,,spóźnionego" zapłonu i chęci naprawienia wszelkich urodowych grzechów w tym czasie. No, ale lepiej późno niż wcale.
Rozglądam się dalej. Marki apteczne, dermokosmetyki...
La Roche Posay, Eucerin, Vichy?
Sama się gubię...
A wy macie jakieś sprawdzone kremy?